Omawianie roli zieleni w mieście wydaje się przysłowiowym biciem piany. O zieleń kłócą się aktywiści i część mieszkańców, jednak w Polsce nadal jest ona nagminnie rozjeżdżana, zanieczyszczana, wycinana w pień i wydaje się zbędnym luksusem. Czymś w rodzaju ozdobnika jak kleks bitej śmietany na deserze, tak zieleń w miejskim krajobrazie, nie jest niezbędna.
Chyba że akurat zostajemy skonfrontowani z naszymi przekonaniami falą upałów taką, jaką mamy teraz. Wodne mgiełki wypuszczane przez zraszacze rozstawione na wybetonowanych placach i rynkach nie pomagają. Starsi ludzie raczej nie wychodzą z domu, a nawet my, w pełni sprawni, roztapiamy się jak gałka lodów, która przypadkowo upadła na chodnik. Ciepło jest w mieszkaniach, ciepło jest w drodze do pracy, ciepło jest w pociągach, ciepło jest wszędzie. 33 stopnie? Odrobinę za ciepło jak na życie w mieście (no co innego wakacje na wybrzeżu).
Wtedy nagle okazuje się, że zieleń nie jest ozdobą, że nie chodzi nawet o redukcję stresu, że miło się na zielone patrzy, a pies ma gdzie zrobić siku. Może się okazać, że od zieleni właśnie, zależy nasze funkcjonowanie.
PRZYJRZYJMY SIĘ DWUM BIEGUNOM TEGO ZJAWISKA.
Zieleń reguluje temperaturę i ochładza miasto. Żeby jednak tak się działo, musi jej być dużo i musi być ona odpowiednia. Kwiaty w donicach? Może wyglądają ładnie, może pomagają pszczołom, ale nie dają cienia i nie oddają znacznych ilości wody. Podobnie rachityczne drzewka, zimozielone iglaczki i tego typu roślinność. Żeby zieleń naprawdę mogła wpływać na temperaturę, potrzebujemy jej dużo! Dużych, rozłożystych, starych drzew, które dają cień, odbierają ciepło z otoczenia, oddaje część wody poprzez parowanie. Trawników, które nie są wygalane niemal do zera, a zaraz potem usychają. Zieleń musi zajmować pewną przestrzeń i to jest możliwe do zrobienia, jeśli tylko stanie się priorytetem (lub jednym z priorytetów).
Rozwiązania można stosować na różną skalę. O niektórych pisaliśmy już TU. W Warszawie część tramwajowych torowisk po renowacji zostało wysiane trawą. Trawa jest przycinana na krótko, ale to zawsze coś (opowiem o tym, przy okazji drugiego bieguna). Trawniki ustępują coraz częściej łąkom kwietnym, a wiaty przystankowe też potrafią się zazielenić i mamy na to polski przykład. Warto wiedzieć, że trawnik może być chłodniejszy aż o 30 st. od asfaltu a o 20 st. od gołej ziemi. Jeśli jesteście szczęśliwymi posiadaczami działki lub ogrodu, przemyślcie zostawianie dłuższej trawy. Bujna, mało przycięta roślinność wpływa też na bioróżnorodność. Wyższa, bardziej dzika zieleń to więcej owadów, więcej owadów to więcej ptaków i tak dalej. Krzywicie się na myśl o robactwie? Porównajcie miasta przed i po rewitalizacji na zdjęciach Jana Mencwela. Pytanie o to, które wydają się przyjemniejsze, jest chyba bezzasadne.
BIEGUN DRUGI.
Im więcej bujnej zieleni tym nie tylko jest chłodniej, ale też maleje szansa na problemy z wodą. Susza i powódź to dwie strony tej samej monety. Ich wspólny mianownik to betonowanie miast, koryt rzek i dewastowanie przyrody. Oczywiście to nie oznacza, że takie zjawiska nigdy nie będą nas dosięgać, ale już w tym roku mieliśmy cykl, gdy alarmowano nas o suszy, a następnie kilka dni z rzędu padały ulewne deszcze, poziom wód w rzekach wzrósł, studzienki kanalizacyjne nie nadążały i wody było stanowczo za dużo, a nasze smartfony pikały, alarmując o możliwej powodzi. Trudno się dziwić, kiedy woda spada na wygoloną, wyschniętą ziemię, nie wsiąka w nią, tylko szybko spływa. Ciężko jest też ulewnym deszczom wsiąkać w beton. Ten nagrzewa się i nawet w nocy oddaje ciepło. Im mniej stanów pośrednich — powolnego parowania, mgły, wolnego nagrzewania się ziemi (ziemia, która ma w sobie dużo wilgoci, nagrzewa się wolniej niż wyschnięta), tym bardziej zero jedynkowa sytuacja powstaje. Deszcze są rzadsze i bardziej ulewne, a kiedy już lunie… woda nie ma na czym się zatrzymać, ani jak wsiąknąć w ziemię i zalewa miasto lub szybko z niego ucieka.
Konary drzew, krzewy, długa trawa, miejskie łąki sprawiają, że ziemia oddaje wodę stopniowo, nadmiar wody przepuszcza głębiej do gruntu, paruje i wysusza się powoli. Wolniej oddaje wodę, szybciej ją chłonie. Nam żyje się lepiej i jest bezpieczniej, dlatego warto, żebyśmy wszyscy domagali się zieleni w naszych miastach i nie traktowali jej jak kwiatka u kożucha.
Oczywiste? Niby tak, jednak proszę się przejść przez rynek swojego miasta, przez ulice i ocenić, czy przy obecnej temperaturze jest to komfortowe. Czy miasto skłania nas jako mieszkańców do tego, żeby spacerować, uprawiać ruch na świeżym powietrzu, przysiąść w kawiarni, czy po prostu przemierzamy wybetonowane ulice, żeby jak najszybciej dostać się z punktu A do punktu B? Skoro te proste rozwiązania są tak oczywiste, dlaczego ciągle pomijamy rolę zieleni? Wbrew pozorom wcale nie chodzi o brak funduszy. Bardzo często za miejską wycinką drzew i betonowaniem wspólnej przestrzeni stoi potrzeba rewitalizacji na siłę. Jest budżet, trzeba wydać pieniądze i coś zmienić, że w sposób nieprzemyślany i groźny to już inna sprawa.
INNE ROZWIĄZANIA.
Zanim jednak trawa wyrośnie, zanim małe sadzonki staną się dużymi drzewami, warto wiedzieć, jak przeżyć upał w mieście już teraz. Może polskie miasta wzorem Paryża mogłyby wyposażyć nas w aplikację, wskazującą chłodne miejsca, gdzie możemy odpocząć (i nie mam na myśli galerii handlowych)? Co z rozwiązaniami chwilowymi innymi niż zraszacze? Miejskie altanki? Więcej punktów gdzie można napić się wody? Rzadsze koszenie tej zieleni, która już jest? Na dłuższą metę można pomyśleć o większej ilości zbiorników wodnych od sztucznych oczek i stawów po fontanny. W Albanii oprócz zazieleniania miast zainwestowano w chodniki, które gdy się nagrzeją, stają się jasne i nie pochłaniają więcej ciepła (skuteczność tej metody na obszarze 2 h to obniżenie temperatury o 3 stopnie). Niektóre miasta inwestują też w wertykalną zieleń i zielone dachy.
Jedno jest pewne- problem upałów, susz oraz ulew nie zniknie. Czas zacząć działać.